Zaczęło się od tego, że z panną młodą - Anią, wymyśliłyśmy podwodną sesję ślubną, ale... no szkoda sukni... "Ok Aniu, to uszyję gorset" Brzmi tak lekko i łatwo!
Pojechałyśmy do sklepu z tkaninami, wybrałyśmy materiały, wyciągnęłam nowiutką maszynę do szycia i zaczęło się... Zrobiłam wstępny wykrój, dosyć na oko prawdę mówiąc. Na zdjęciach widać, że linie jakoś wcale mi się nie zgrały... I zaczęłam szyć... Na początku bylam załamana, ale po godzinie wszystko zaczęło nabierać kształtu... Kiedy wciągnęłam w tuneliki fiszbiny, gorset zaczął wyglądać jak gorset! Akurat była u mnie Aga, która jest równie szczupła jak pAnna młoda i zgodziła się przymierzyć...
Jak na pierwszy raz chyba źle nie wyszło, nie?
Moja kotka jak zawsze pomagała!
Zdarzyły się i wpadki, kiedy to musialam co nie co pruć ;)
Fiszbiny <3
I na żywym człowieku :) Dziękuję Aguś :*
Ah, na koniec zapraszam Was jeszcze na moją stronę na fb i wzięcie udziału w konkursie http://www.facebook.com/melikeaccesories
Ktoś dostanie ode mnie jedna z tych rzeczy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz